Było to w Zamościu jedno z najgłośniejszych włamań. Dokonane zostało ok. północy 2/3 XI 1927 do kancelarii Bolesława Leśmiana, skąd 3 kasiarze lubelscy zrabowali 30 tys. zł, 200 rubli w złotych monetach, 2 obligacje po 5 dolarów i teczkę z żółtej skóry wytłaczaną w groszki. Wg wydziału śledczego - złodzieje drzwi do korytarza kancelarii otworzyli wytrychem, potem wyrwali kłódkę ze skoblem i wykręcili śrubę mocującą sztabę zabezpieczającą drzwi do kancelarii. Zamek w drzwiach otworzyli wytrychem. Kasę ogniotrwałą wysunęli z wnęki w ścianie i ustawili bokiem a potem w bocznej ścianie tzw. "rakiem" wycięli otwór i zabrali pieniądze. Wyszli przez niekratowane okno w pomieszczeniu hipoteki na tyłach gmachu sądu. Na miejscu pozostawili 11 wierteł, 2 pilniki, 3 wytrychy, ...dwie wełniane, szare skarpety, nie pozostawili natomiast żadnego śladu.
Włamywaczy widziano w Zamościu prawdopodobnie 2 m-ce wcześniej (lakierki, meloniki, angielskie wąsiki, wyszukane maniery), kilka tygodni wcześniej zatrzymali się w hotelu i biesiadowali w hotelowej restauracji "Centralce", zapisali się jako Władysław Sokołowski z Krakowa (szofer), Karol Skraiński z Solca (weterynarz) i Tadeusz Bołuciński z Mielca (kupiec). Kilkadziesiąt minut przed włamaniem trzej mężczyźni zostawili samochód w garażu "Centralki" i udali się w stronę kolegiaty. Po dwóch godzinach wrócili i odjechali. Sprawców nigdy nie wykryto.
* Jak wspominał Michał Wiszniewski - wszystko, stoły, to co na stołach, krzesła, podłoga, parapety, lampy - pokryte było popiołem, warstwą co najmniej jednego milimetra. Pod ścianą duża ogniotrwała kasa z wywaloną dziurą wielkości czapki, z powykręcanymi bokami.
Włamywaczy widziano w Zamościu prawdopodobnie 2 m-ce wcześniej (lakierki, meloniki, angielskie wąsiki, wyszukane maniery), kilka tygodni wcześniej zatrzymali się w hotelu i biesiadowali w hotelowej restauracji "Centralce", zapisali się jako Władysław Sokołowski z Krakowa (szofer), Karol Skraiński z Solca (weterynarz) i Tadeusz Bołuciński z Mielca (kupiec). Kilkadziesiąt minut przed włamaniem trzej mężczyźni zostawili samochód w garażu "Centralki" i udali się w stronę kolegiaty. Po dwóch godzinach wrócili i odjechali. Sprawców nigdy nie wykryto.
* Jak wspominał Michał Wiszniewski - wszystko, stoły, to co na stołach, krzesła, podłoga, parapety, lampy - pokryte było popiołem, warstwą co najmniej jednego milimetra. Pod ścianą duża ogniotrwała kasa z wywaloną dziurą wielkości czapki, z powykręcanymi bokami.