Ur. w Bolechowie, studiował na Politechnice we Lwowie, był specjalistą inżynierii wodnej. W 1937 zaprojektował pływalnię WKS nad Łabuńką (za ob. OSiR), po wojnie m.in. przetwórnię owocowo-warzywną na Janowicach i niezrealizowane kąpielisko miejskie. Dzierżawił część cmentarza żydowskiego na pastwisko dla kóz. Zarzucano mu zajecie kolejnej części cmentarza. Jeździł konną dwukółką. Można go było spotkać ul. Partyzantów, zwykle w ciemnej, popielatej marynarce, jasnym kapeluszu, z laseczką. Przylgnął do niego przydomek Inżynier łąka wodę zalała (od słynnego przejęzyczenia). Podobno był przysłowiowo skąpy. Nie założył rodziny. Jego postać pojawia się w powieści Janiny Zającównej Bilet do raju i pamiętnikach M. Cieślak.


 * Wg pieczątki z 1949 - Abs. inżynierii wodnej Wykonywanie planów zakładów wodnych i przemysłowych.
 * „Inżynierek”. Czasem zastanawiam się kto to może być. Jaka jest jego przeszłość, jak się nazywa, czym się zajmuje. Jest nienormalny, to fakt. Mam wrażenie, że to jakieś zboczenie seksualne, czy coś w tym rodzaju. Jest to gość niski, nawet bardzo, ma zawsze na głowie kapelusz, twarz, jak twarz, tylko ma okropne oczy. Białe, niesamowite, przenikliwe i nienormalne. Myślę z całym przekonaniem, że potrafiłby narzucić człowiekowi swoją wolę. Ma właśnie nieodgadniony wzrok hipnotyzera. Jak spotka jakąś młodą dziewczynę – patrzy jej w oczy uporczywie, często się ogląda, albo wraca za nią. czasem postukuje laską. W ogóle obły typ. Słyszałam, że był kiedyś handlarzem żywym towarem. To bardzo możliwe. Widać, że stare nawyki mu przyrosły, bo dziś przeszedł kilka razy przed nami (siedziałyśmy na ławce) i wlepiał w nas te swoje okropne oczy. Myślałyśmy, że zasiądzie koło nas, bo i to mu się przytrafia, ale szczęśliwie pożeglował w głąb parku.
(1950, M. Cieślak)
 * Niskiego wzrostu, zawsze w kapeluszu, z podniszczoną muszką, nieodłącznie z laską. W przeszłości miał bryczkę, ktoś zapamiętał, jak przy studni nowomiejskiej z butelki poił konia. Przeszedł do pamięci zamościan jako osobliwy, natarczywy adorator kobiet. Najczęściej oglądał się, świdrował wzrokiem, podobno za kobietami w butach z odkrytymi piętami.
(za "Tygodnikiem Zamojskim" 2014).
 * Był codziennym klientem "Ruchu" przy ul. Partyzantów. Lubił czytać powieść drukowaną w "Sztandarze Ludu", nie cierpiał wydawać 50 gr  i czytał gazetę stojąc przy kiosku. Przez lata całe budował dom. Ze względu na szkocką nieomal skłonność do oszczędzania, wynajmował przypadkowych pracowników. Z tego względu przypominał wyglądem krzywą wieżę w Pizie. (K. Konopa, "Tygodnik Zamojski" z 1992) 
.