Mira Zimińska gościła w Zamościu przed wojną niekoniecznie w celach zawodowych. Fragment jej wspomnień (Nie żyłam samotnie, 1985):
Po występach we Lwowie była wspaniała kolacja. Potem przyszli do mnie i powiedzieli, że mnie odprowadzą do Zamościa. Mówię: "Bardzo panów proszę". Pojechało całe towarzystwo - dwa auta i ja w swoim samochodzie.
Przyjeżdżamy do Zamościa, wychodzimy, żegnam się z nimi. A oni mówią: Nie, pani Mireczko, odprowadzimy panią do Lublina" - To "Kawałek drogi". - "Co to dla nas, chcemy panią odprowadzić". W Lublinie zjedliśmy obiad i zaczęliśmy się żegnać. Wtedy powiedzieli: - "Dlaczego nie mamy jechać na kolację do Warszawy?" Przyjechaliśmy do Warszawy. Poszłam się przebrać. Oni zatrzymali się w "Bristolu". Poszliśmy na kolację. Było bardzo wesoło. Rano przyszłam ich pożegnać, bo to już wypadało, skoro oni tak mnie żegnali. Wtedy oni zapytali: - A pani Mireczko nas kawałek nie odprowadzi?" Mówię - "Kawałek pojadę".
Pojechaliśmy do Lublina na obiad. W Lublinie żegnam się. Mówią: - "A do Zamościa pani nie pojedzie Mireczko? - Pojadę, do Zamościa, mogę pojechać, dlaczego nie. - Tam powiedzieli: "To już jedźmy na kolację do Lwowa. I tak wróciłam do Lwowa na huczną kolację.