Początkowo swoją siedzibę miała w Turobinie, gdzie założył ją w 1836 Żyd Lejba Fersztendik, a po I wojnie potomkowie przenieśli do Zamościa. Mieściła się do 1939 w piwnicach przy ul. Staszica 31 (d. 33), z kamiennym szyldem reklamowym. Przy stole z masywnymi, drewnianymi krzesłami, ze stylowymi meblami, w otoczeniu beczek, omszałych gąsiorów i tysięcy butelek, usługiwał sam właściciel w czarnym chałacie (do wina podawał zawsze spodek z migdałami). Czynna była od 9 do 23. Tuż przed wojną reklamowała się jako kryjąca w swych murach minione epoki i pozostawiająca niezatarte wrażenie, posiadająca na składzie stare wina i miody, specjalność wina węgierskie. Obok winiarni  w innych pomieszczeniach dojrzewały właśnie owe wykwintne trunki. Na parterze znajdował hurtowy Handel Win, Wódek i Wszelkich Napojów Alkoholowych Szlomy D. Fersztendika.
W 1929 wnuk założyciela - Mojsze gościł przybyłych na Zjazd Szymonowiczowski profesorów, jeden z nich Łempicki porównał ją do słynnej winiarni Fukiera, podkreślając, że we Lwowie ani pono w Krakowie nie ma takiego zacnego lokalu. W księdze pamiątkowej były wpisy wybitnych gości.


 * Idziemy na Rynek, wchodzimy w starą sień renesansową. Piwnice oświetlone elektrycznie - ogromne. Stoją wielkie beczki z winem, omszałe, stuletnie gąsiory węgrzyna - nawet usiąść nie ma gdzie. Ale kompania literacka sadowi się na wygodnych beczkach. Stary Żyd jakby wyjęty z powieści Junoszy, wita, kłania się, uprząta improwizowany stół, przynosi omszałą butelkę i gorzkie migdały. Kiedy profesorowie sięgnęli po kieliszki, gospodarz chwali się dostojnym gościom starymi polskimi przywilejami, które przodkom jego nadano, zezwalając na handel winem z Węgrami. Pokazał  również piękny sztych Piwarskiego z portretem jego antenata, sławnego winiarza turobińskiego Lejby Fersztendika.
 * Fersztendik znał się doskonale na winie i gościach. Dobrze wiedział co komu podać. Małe lampki napełniają się bursztynowym winem. Pić można niewiele i powolutku, bo "węgrzyn" ma prawie sto lat i smakować go trzeba jak nektar. Czyni się atmosfera najmilsza na świecie: dysputy o literaturze, o poezji, o przeszłości zamojskiej, jak na sympozjonach renesansowych, o których pisał Jan z Czarnolasu. (prof. S. Łempicki)
 * Fraszka z księgi pamiątkowej winiarni Fersztendika, wg Z. Klukowskiego autorstwa prof. Łempickiego.
     Trzysta lat minęło w zamojskiej krainie
     Odkąd Szymonowicz umarł w Czernięcinie.
     Czcząc pamięć Poety, doctor Polonija
     W jamie Fesztendika stare wino spija.
    Gdyby Symonides ujrzał nas w tej "chacie"
    Zerwałby się zaraz z grobu w Kolegiacie.
    A widząc, że dzielna brać tu jest zebrana.
    Wypiłby wraz z nami za zdrowie Hetmana.