W 1916 na posterunku żandarmerii urządzono stację psów policyjnych z jednym psem, którym posługiwać mogły się tylko przy ciężkich przestępstwach Komenda Obwodowa względnie Sąd.
Były zwierzętami pożytecznymi i jednocześnie uciążliwymi w mieście. W tym drugim przypadku dotyczyło to psów bezpańskich. Miejski czyściciel miał za zadanie wyłapywanie psów biegających w samopas i bez namordników. Trawestując tytuł filmu z J. Kiepurą, pisano o Zamościu - szczekającym mieście (1938). W 1936 ujęto grasującego truciciela psów. Jeszcze w l. 80. uganiały się stada po kilkanaście psów - w I półroczu 1986 psy łapano 10-krotnie - razem 67. Wiele bezpańskich psów żyło w zdziczałych sadach przy ul. Wyszyńskiego.
W 1935 w mieście tylko od 305 psów płacono podatki (najwięcej ul. Lwowska 36 i Piłsudskiego 32), ich liczba była jednak co najmniej 2-krotnie większa. W 1950 - 696 właścicieli posiadało 727 psów. Rok później podatek odprowadzano od 147 psów pokojowych i 307 gospodarskich, najwięcej na Majdanie (62), przy ul. Powiatowej (49) i Lubelskiej (40) a na Starym Mieście przy ul. Ormiańskiej (8) i Rynku Wielkim (7). W 1999 podatek od psa płaciło w mieście ok. 1000 osób, w 2003 - 1300. W 1999 w Zamościu było 25 rottweilerów.
Jednym z bardziej znanych psów był wyżeł "Moro" kupca Stanisława Matei, który kiedyś niósł za panem zgubiony przez niego portfel z grubą gotówką. Boguccy mieli najpierw jamniki ("Pat" - "Patus", "Skrzatek"), potem kundle ('Mors, "Foka"). Psy posiadali Kuleszowie ("Dżok", "Diana" czarny seter, którą odwiedzał seter "Puk" dyrektora sklepu "Bata"), po sąsiedzku Andrzej Niedabylski ("Mucha"), Czołowscy ("Cyrla" niedoszły owczarek), u Kulaszyńskiej z Listopadowej ("Trop" centkowany wyżęł) Karpowie (jamnik "Sewi") Ignacy Soboń ("Czarek"), Zofia Burzmińska (trochę wyżeł "As").  Terriera mieli Skotniccy i Zdrojewscy. Z dr Kuleszą związany był wojenny epizod z "Reksem" (później zabrany prze gestapo, na front).
Zamościanie pamiętali też psy Józefa Dudy (terrier "Dżekus" i "Bojs". wyżeł "Reks"), boksera R. Ładyńskiego ("Filip"), wyżły Witolda Wiszniowskiego ("Boy", "Bis") i jamnika Zofii Wiszniowskiej ("Kwinio").
Przed wojną słynnym obrońcą dzieci był wielki "Nero" z ul. Browarnej. Współcześnie taką sławą cieszył się słynny obrońca dzieci (przed atakami starszych), który żył-żywił się dzięki ich życzliwości, znany w całym mieście "Misiek-Dzielnicowy" weteran psiej bezdomności, który trafił w 1998 do schroniska. Znany był też inny bezdomny, mający mniej szczęścia biały, owczarek "Baca", za kanapki odprowadzał dzieci z "trójki" do domów, nikt go nie chciał wziąć bo był za duży. Do znanych staromiejskich psów należał "Kapcior" zamojskiego artysty Marka Terleckiego, terrier Marcina Zamoyskiego ("Ampuła").
W 1996 policja utrzymywała - 25 owczarków i 1 rottweilera (19 patrolowych, 5 tropiących i 2 - z kilkunastu w Polsce - rozpoznających zapachy). Od 2003 w więzieniu pracował owczarek "Nemo" od narkotyków. Od II 1998 czynne jest - Schronisko dla Bezdomnych Psów (V 1998 - 57 psów).


 * W V 1947 miasto ogłosiło codzienne, wczesnym rankiem wyłapywanie psów, każdego dnia ukazywały się na tablicy wykazy złapanych psów, za 100 zł można było wykupić psa.
Zarząd Miasta w 1949 zakupił dla rakarza aparat do humanitarnego zabijania psów.
 * Misiek był legendą, przy ul. Orzeszkowej dobrze go znali. Misiek był idealnym połączeniem jamnika szorstkowłosego i wilczura. Po pierwszym odziedziczył szaro-brunatny kolor sierści i długość, po drugim masywne łapy i niezwykłą inteligencję. Nie wiadomo jednak po kim miał uszy, zwisające po obu stronach pyska. Nosił ksywy: Dzielnicowy, bo wszystkiego pilnował jak policjant. A może i lepiej. Znał tu każdego handlarza i pijaka, a nowe psy gonił aż paździory leciały. Bałwan - bo dwa lata temu kiedy była ta półroczna zima, przypominał żywego bałwana. Ciągle oblepiony śniegiem i lodem, przymarzł wtedy pod sklepem mięsnym i gdy wstawał zdarł sobie kawałek skóry. Naleśnik kiedyś lubił naleśniki. My wszyscy go kochaliśmy, mówił stały klient "Aperitifu". Zawsze z nami siedział albo w barze, albo sklepie nocnym. Misiek wszystko rozumiał, twierdziła właścicielka sklepu mięsnego - przychodził do mnie rano i skrobał w drzwi, mówiłam "Dzielnicowy, na tył magazynu", on hyc na zaplecze po kości, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jeździł autobusami. Jeżeli nikt go nie nakarmił na Orzeszkowej, wsiadał w "trójkę" i jechał na Nowe Miasto, albo na giełdę do Kalinowic. Wsiadał pod Hetmanem i tylko się rozglądał czy to już Nowe Miasto. Tam pochodzi po jatkach i wracał do siebie na Orzeszkową. Kiedyś mieszkał pod samochodami dostawców, na melinach, później miał już swój dom. chodził z obrożą, ale czasami musi sobie sam pobiegać, obejść wszystkie stare kąty, pokazać wrogom, kto tu rządzi. Czasami stanął na górce przed pawilonem, na której rosły kiedyś kwiaty i rozglądał się jak Król Lew. Tak pilnował. (za A. Fostakowskiej Trzy razy miś "Tygodnik Zamojski" z 1998)
 * Wyniku przeprowadzonej 10 X 1969 od godz. 9.00 akcji wyłapano 13 bezpańskich psów.
 * Piotr Łachno (2018) - 30 lat temu znajdowałem na zamojskich ulicach mniej więcej jednego potrąconego psa dziennie i ok. 40 zabitych miesięcznie. Teraz potrącone są dwa, cztery w  w miesiącu, a zabitych pięć, sześć.
 * O dwu czarnych psach wspomina się ja duchach (Duchy i strachy).