Najsłynniejsza zamojska restauracja "Centralka" wśród miała wielu znanych bywalców. Był wśród nich Stanisław Namysłowski. Zawsze elegancki, w kapeluszu i muszce, wszyscy zwracali się do niego "panie dyrektorze". W "Centralce" zwykle pojawiał się w południe i zajmował swój stolik po lewej stronie, przy oknie. Wieczorem opuszczał lokal. Siedział sam lub w towarzystwie. Nie każdy mógł usiąść z nim przy jednym stoliku, tylko przyjaciele i dobrzy znajomi. innym nie pozwalał, mrożąc pytaniem "Pan wie kim ja jestem?" On sam dosiadł się kiedyś - do mojego stolika, wspomina chrześniak jego żony - i zamówił jakieś danie, po chwili konsumpcji, przerwał ją "psiakrew, bez koniaczku jakoś nie idzie".
Zaczynał często od śniadania i kieliszeczka wódki. Z menu często wybierał tatarski befsztyk, gotowane raki oraz sztukę mięsa z rura - kawał wołowiny z kością, z której wydłubywał szpik i zjadał. Z reguły przekąski popijał jakimś trunkiem. Za bardzo nie objadał się i unikał smażonych dań. Prosił często o "pół kawy", czyli małą kawę. (za M. Wójtowicz Uciechy panów, "Tygodnik Zamojski" z 2009)


 * Jestem w kuchni "Centralki" (1960?), kucharki nakładają mi obiad "na wynos". Wchodzi Namysłowski: "A czy ta gęś, czy ta gęś, czy ona będzie miękka?" Wspaniała dykcja, zwłaszcza te nosówki "Ę". Szef Stanisławek: "Bendzie mientka, Panie Dyrektorze, bendzie mientka! (A. Bugaj)